"Spałem mocno do późnego ranka. Nowy dzień rozpoczął się dla mnie jako święto tak uroczyste, jakiego nie przeżywałem już od dni Bożego Narodzenia za moich lat chłopięcych. Pełen byłem głębokiego wewnętrznego niepokoju, lecz nie czułem ani odrobiny strachu. Wierzyłem,że rozpoczyna się oto ważny dla mnie dzień, świat dokoła wydawał mi się przeistoczony, wyczekujący, uroczysty i pełen obietnic, i nawet cicho szemrzący jesienny deszcz był piękny, łagodny, odświętny, pełen poważnej a pogodnej muzyki. Po raz pierwszy świat zewnętrzny łączył się w czystej harmonii z wewnętrznym moim światem - a taki dzień jest świętem duszy, w taki dzień doprawdy warto żyć. Na ulicy nie przeszkadzał mi żaden dom, żadna twarz, żadna wystawa, wszystko było właśnie takie, jak być powinno, nie miało jednak nijakiego oblicza dni powszednich i zwyczajnych, lecz stanowiło naturę pełną oczekiwania i z szacunkiem gotową na przyjęcie losu. Tak właśnie widziałem świat jako mały chłopiec w poranki wielkich świąt, Gwiazdki lub Wielkanocy. Nie wiedziałem, że świat ten potrafi być jeszcze taki piękny. Przywykłem do wewnętrznego jedynie, własnego życia i pogodziłem się już z tą myślą, że utraciłem w istocie zdolność odczuwania życia zewnętrznego, że utrata tych połyskliwych barw łączy się nieuchronnie z utratą dzieciństwa, a swobodę i męską dojrzałość własnej duszy okupić trzeba niejako rezygnacją z owych blasków i uroków. Lecz teraz stwierdzałem z zachwytem, iż wszystko to było jedynie przez pewien czas przytłoczone i przyciemnione, że można oto jako wyzwolony i rezygnujący z dziecięcego szczęścia oglądać promienny świat i przeżywać jeszcze raz wzruszenia lat dziecięcych."
Hermann Hesse, Demian, tłum. Maria Kurecka
- Maski psa i wilka - powiedział Jędrek - Chciałbym tutaj iść.
OdpowiedzUsuń