_________________latający tekst______________________________________________________________________________latam sobie________________________

piątek, 7 stycznia 2011

Powieść gnozy

Wuj Heniek proponuje uczestnictwo w zbiorowym pisaniu,
nawiązując w ten sposób do tajemnej myśli przewodniej,
na której oparł projekt najnowszej aurobiografii.
Potrwa to trochę, ale warto :-)
Czasem będzie można odnieść wrażenie, że wątek wygasł, ale przez pewien czas nie będzie to do końca prawdą.
Po roku całość treści komentarzy zostanie zebrana w całość.
Numer zamykamy w dniu 7 stycznia 2012 r. o godzinie 01.29 czasu lubelskiego :-)

Zatem zaczynamy.
Pierwszy fragment - w komentarzu.

Darz Bór!

72 komentarze:

  1. Na coś takiego nie mógł już patrzeć.
    Na wszystko przymykał oczy, ale tego nie mógł przepuścić. Miarka się przebrała. Czas kończyć to przedstawienie.
    I już miał jednym ruchem pędzla zamazać cały ten obraz, mozolnie tworzony od dnia pierwszego

    OdpowiedzUsuń
  2. Obudził się gwałtownie.Wyprostowany usiadł i poszedł przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieconocna wyprawa w śpiące miasto z założenia miała zakończyć się tuż po szóstej zakupem mleka i świeżych bułeczek w pierwszym napotkanym sklepiku najdalszego zakątka osiedla po drugiej stronie rzeki. Tymczasem ( trzecia dwadzieścia siedem) ciężkie, rozespane jeszcze buty coraz bardziej miarowo odmierzały mijające minuty i drogę pod piętami. Szedł powoli, jakby smakując każdy krok. Wiedział, że takim marszem w ciągu godziny przejdzie około pięciu kilometrów. Miał dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tuh, tuh, tuh. I wokół cisza. Tuh, tuh, tuh. W głowie pusto. Żwir szurał, zapach i chłód przepływały wokół. Mięśnie rozgrzane wreszcie i sprężyste kroki zmieniły na moment prawo grawitacji. Zaczął biec. Tylko trawy, trawy, pola, pola, pola. Dostrzegł po lewej wynurzający się dach domu, opuszczonego dawno, z drzwiami wiszącymi na jednym zawiasie, ale tego jeszcze nie mógł widzieć. Pamiętał. Jeszcze biegł, gdy obraz dotarł do oka i gdy mózg zrozumiał, co widzi. Kurz uniósł się wysoko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez okno przenikało szare światło; w lustrze widział jak osiada mu na nosie i policzkach. Kawał flegmy próbował wydostać się z gardła do ust razem z piaskiem i żwirem. Splunął.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na wszystko przymykał oczy, ale tego nie mógł przepuścić. Miarka się przebrała. Czas kończyć to przedstawienie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wściekły zrzucił ze stołu butelkę, a ta potoczyła w kąt pokoju, wirując. Korek wpadł pod fotel. Dżin wynurzył niemrawo łeb. Ziewnął, podrapał po tyłku i kpiąco rzucił: masz dość podróży?

    OdpowiedzUsuń
  8. Obudził się gwałtownie.Wyprostowany usiadł i

    OdpowiedzUsuń
  9. rozejrzał się jak ten królik przed chwilą w kapeluszu zrodzony. Sięgnął po pióro przepojony ponurym poczuciem możności wywoływania zdarzeń. Ten sen musiał zostać napisany.

    OdpowiedzUsuń
  10. - Nogi mi ścierpły. Idziesz popływać? Ci durnie za dużo wypili.
    - Nie, chyba nie. Słuchaj, nie gniewaj się, ale posiedzę sobie przy ogniu jeszcze. Nie mam ochoty na spacer, przepraszam. Idziesz sam? Ale nie obrażaj się! Kurcze, nie bądź dziecko. Mogę nie chcieć! Będziesz gitarę? Namiot? Idź! Pewnie, zostaw mnie z nimi bez śpiwora! I idź przez ten durny las w środku nocy i graj na tej głupiej gitarze, żeby cie wilki zeżarły, ty

    OdpowiedzUsuń
  11. - Niunia! I poszedł królewicz złoty w las? Co? Teraz z nami jesteś, rozumiesz? Przesuń no po trawie i niech tu, przy nas niech siedzi, bo w lesie ruch po gałęziach się rozchodzi.


    Coś się nocy szykuje tej

    OdpowiedzUsuń
  12. - Ale wyją...to kojoty chyba..
    - Pewnie kretynie i tygrysy! Kiedy ty w borze kojota widziałeś? Chyba we własnym bucie. Dziewczynę straszysz. Patrz jaki wypłosz; się trzęsie cała. Wilki wyją tylko. Póki ognisko jest, nie ruszą, nie podejdą nawet. Już nie becz, bo mi się tu dziady stare z tobą poryczą i ogień zagaszą. O, uśmiechasz się, to i nam lepiej, prawda dziady wy, że wam lepiej?
    - Tak!
    - Się rozumie! No...

    OdpowiedzUsuń
  13. "Żadne zwierzę nie wyżyje w bucie. Ciasno." - przytomnie zauważył chomik, wychynąwszy z nieodległej (mysiej) nory.

    OdpowiedzUsuń
  14. "wiele zależy od rozmiaru" wyszeptała nieśmiało mrówka.

    OdpowiedzUsuń
  15. "Coś tu popiskuje, czy też zdaje mi się po prostu?" ciągnął dalej chomik, który okazał się być, przy bliższym zapoznaniu, sporych rozmiarów szczurem

    OdpowiedzUsuń
  16. i zaszumiała echokolacja..

    OdpowiedzUsuń
  17. Szczurze wąsy drążą w ziemnych norach. Wataha idzie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wilki biegły i biegły, jęzory im dyndały cuchnące. Biegły, bo nie miał ich kto zatrzymać. Wreszcie reżyser nacisnął guzik. "Dobra, w tym miejscu tniemy."

    OdpowiedzUsuń
  19. Krzyknął reżyser, co w jego ojczystym języku suahili zabrzmiało: "Okay, hii ni mahali ambapo sisi kukata."

    OdpowiedzUsuń
  20. "Tayari mimi wala kutoa ushauri. Ni mwisho, siwezi tayari muda mrefu. Siwezi kuangalia mwenyewe, harakati, maneno, yote itakuwa kuchomwa, aliwaangamiza."

    OdpowiedzUsuń
  21. ...może to gorączka zwielokrotniała słowa- brzmiały i brzmiały w mózgu.Obmywały twarz, sączyły się wzdłuż rąk i ściekały na podłogę.Tworzyły wolno wsiąkające plamy o perłowym połysku.

    OdpowiedzUsuń
  22. Perły skakały i turlały się, gdy sprzątacz uderzał mokrą szmatą w podłogę. Hala była pusta, światła zgasły.

    OdpowiedzUsuń
  23. Atmosfera dziwności potęgowała poczucie bliskości Absolutu.
    Obrócił się na trzeci bok

    OdpowiedzUsuń
  24. W tym czasie szczur dreptał rozcapirzonymi łapkami po mokrej, ciemnej podłodze, pustej, ciemnej hali, raz po raz wstrząsnąwszy nogą lewą. Podbiegał w ruchu: przód przód lewa lewa bok przód przód lewa lewa bok, do kulek o perłowej poświacie i wsysał je pyszczkiem szczurzym do wnętrza żołądka swojego, przezwyciężając ból w przełyku. Brzuch obciążony, obwisły wewnętrznym ładunkiem szurał brudnym futrem po mokrej podłodze. Przód przód lewa lewa bok hep...

    OdpowiedzUsuń
  25. Stanąwszy na brzegu kałuży, ogon zanurzywszy w odbicie księżyca i powstrzymując odruch wymiotny, nos podniósł ku lasu.

    OdpowiedzUsuń
  26. Trawy deptał dreptał raptaptapraptaptap, a ciężar uciskający wnętrzności przewalał się od nerki ku nerce niemalże, gdy szczur stanął wtem uszy stawiając a nos ku ziemi zbliżywszy w odgłos z brzucha dochodzący wsłuchany i nie mógł już usłyszawszy go wyraźnie powstrzymać się dłużej. Fala perłowa słów wpływała z chlupotem do szczurzego łebka, formując na powrót w słowa, które szczur wyrzygał teraz w całości wymieszane z resztką wczorajszego sera.

    OdpowiedzUsuń
  27. Obserwuję pewnego szarego szczura, bo cóż mi pozostało bez Ciebie. Prowadzimy codzienny dialog natchniony: ja do niego nie mówię nic i on mi nic nie odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wyobraź sobie dotyk tego szczurzego futerka- ciepła,żywa istota, mądrzejsza od innych.
    Szczurzy Król.

    OdpowiedzUsuń
  29. Dym zasnuł obraz...
    Słowa napływające do oczu, do mrugnięcia tylko - jak łzy.
    Wszak to Szczurzy Król - telepatia.

    OdpowiedzUsuń
  30. we młynie, we młynie
    łapki podnoszą do góry, do góry
    trzydzieści dwa białe szczury
    tańczą kankana, kankana
    ogony splątane, splątane,
    szczury skonane, skonane

    OdpowiedzUsuń
  31. szyyy szyyy szyyy szyyy

    OdpowiedzUsuń
  32. szyyy szyyy
    bum bum bum bum
    bum bum bum bum
    Podajemy najświeższe wia do moooooości....
    Podajemy najświeższe wia do moooooości....
    Codzienny kurier warszaaaaaa
    Codzienny kurier warszaaaaaa
    przychodźcie ludzie!

    OdpowiedzUsuń
  33. białyszzzzzzzkapeluszaszzzznikszszszszkłszszszszszzostałysszaameuszyszszszszszszszszszszszszszszszsz

    OdpowiedzUsuń
  34. Wuj Heniek podniósł gazetę. Rikszarz puścił do niego oko i pochylił plecy. Pięta ślizgająca się w starym, skórzanym bucie nacisnęła pedał roweru i odjechali; but, pięta, rikszarz, riksza i sterta gazet trzęsąca na siedzeniu pasażera.
    Wuj trzymał gazetę złożoną, widział pierwsze słowo tytułu, który będzie musiał w końcu przeczytać.
    "Jeszcze nie teraz. Później" pomyślał i rzucił gazetę na chodnik.

    OdpowiedzUsuń
  35. Wiatr gazetę czytać też chciał...Odleciała.Nad szarymi dachami.Pierwsza Litera, pierwsze słowo...AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

    OdpowiedzUsuń
  36. Wiatr był silny i nieprzyjemnie rzucało gazetą na boki. Budynek z cegły był tuż przed nią i choć starała się wymanewrować, podmuch rzucił dodatek sportowy wprost na okno trzeciego piętra. Dodać należy, że okno było uchylone. Przyciśnięta do szyby gazeta jęknęła i wiatr znowu miotną nią, ale tym razem uniósł naprawdę wysoko. Nie zauważyła, że na szybie pozostało jedno słowo z artykułu z działu sportowego. Słowo wsunęło się przez uchylone okno, na zawsze zmieniając historię mieszkańców ceglanego domu... a brzmiało kapusta

    OdpowiedzUsuń
  37. Kapusta zsunęła się po szybie w dół.

    OdpowiedzUsuń
  38. Kapusta nie była kapustą. Była tylko słowem, odrobiną farby drukarskiej. Traf jednak chciał, bądź licho jakie, że gdy ta odrobina farby drukarskiej zsuwała się po szybie w dół ku parapetu, na parapetu stała doniczka. Kapusta, która nie była kapustą wpadła nogą w miękką ziemię i zapadła się aż do dna, chowając pod powierzchnię.

    OdpowiedzUsuń
  39. Zakryło więc kapustę, aż po samo K. Farba wsiąkła.

    OdpowiedzUsuń
  40. "Trzeba czekać" pomyślała kapusta.

    OdpowiedzUsuń
  41. Aż pewnego słonecznego dnia, bo tak opisaliby go w kiepskiej książce, kapusta wykiełkowała. Nie tuszem drukarskim, lecz liściem śmierdzącym kapustą.

    OdpowiedzUsuń
  42. A z kapusty wychylił się wpierw cylinder a za nim Pan Kapuściany, w całej swej zielonej okazałości, seledynowym garniturze.
    - Do usług - rzekł zdziwionej rodzinie w kapciach, w środowy poranek, tuż przed śniadaniem.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Hmmm - rzekł pan Józef w kapciach.

    OdpowiedzUsuń
  44. Mrówki gmachówki prażyły w słońcu odwłoki drążąc tunele pomiędzy cegłami. Doniczka na parapecie Państwa Rzeczonych stała znów pusta, a stół w kuchennej kiszce nakryty na cztery osoby dzielnie znosił atak popołudniowego ciepła.
    - Upfhh - dyszał Pan Rzeczony Józef szurając kapciami i nieporadnie układając na kolanach obrus - gorąco.
    Pani Rzeczona w przewiązanym fartuchu przewiązana uśmiechem mieszała drewnianą łychą w garze. Pot omijał uśmiech i zatrzymywał się na brodzie.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Gdzie Pan Kapuściany? - zapytał Pan Rzeczony w kapciach zaciągając się zapachem kapuśniaku.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Hmmmwofwogh - chrząknęła żona dławiąc się uśmiechem i po chwili bezdechu wykrztuszając go z żółtawą flegmą wprost do zupy, czego Pan Rzeczony szczęśliwie nie dostrzegł zapatrzony na parapet i żółtą doniczkę.
    - Z doniczki gdzie Pan Kapuściany? - powtórzył - ten co się tak śmiesznie kłaniał do usług?

    OdpowiedzUsuń
  47. Pan Józef Rzeczony padł na kolana rozumiejąc. Palcem starł z ziemi ostatnią kroplę kapuśniaku. I oblizawszy palec zapłakał. Głowę stulił na piersi i ręce skrzyżował.
    - Zjadłem go - mówił cicho.
    - Ty kobieto, Ty mnie do kryminału przywiodłaś! - wzmógł głos i twarz poczerwieniała. Stanął górując ponad nią rękoma szyję złapał.

    OdpowiedzUsuń
  48. Żona leży zduszona, mąż żonę do garnka wrzuca.
    - Nic innego nam nie pozostaje, moja żono zduszono, nad podróż drogą, którą podążył on - co rzekłszy mąż skoczył na główkę, ciągnąc za sobą bezwładną żonę. Głębia kapuśniaku odebrała mu dech...

    OdpowiedzUsuń
  49. - czy to już wszystko?
    zapytał.
    Kolejne schody w dół a może raczej schody w głąb.

    OdpowiedzUsuń
  50. Schody zawisły. Mąż z trudem odwrócił głowę patrząc ku zawierającym się nad nim sklepieniu zupy. Odwrotu nie było, wkroczył w otchłań garnka. Gdy się ocknął wielki pies lizał jego półwiekowe ucho.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Jestem pies przewodnik. Poprowadzę.

    OdpowiedzUsuń
  52. Wyprostowany obudził się i powstał. Deszcz przestał padać. Założył portki. W noc ruszył, gdzie drzwi, których nie widział, a pamiętał przecie, że na jednym zawisły zawiasie.

    OdpowiedzUsuń
  53. Szedł długo. Nie liczył uderzeń podeszwą, tylko prawe kolano zakuło w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  54. Stęknął i ułożył ręce na mostku. Nabrał powietrze w płuca. Chciał powstrzymać smutek, ale tylko kaszel wydobył się i rozbił głucho o ściany kościoła. Ksiądz umilkł wpatrzony w postać przy wejściu i oczy wiernych także wpatrzone umilkły.

    OdpowiedzUsuń
  55. Zapach kadzidła zdominował przestrzeń- to ten kaszel...

    OdpowiedzUsuń
  56. a mostek - jak to drewniany - zajął się dymem a dopiero potem był ogień...
    Zawał - powiedział potem Szczurzy Król.Zawał na oczach wiernych... słyszeliście o czymś takim?

    OdpowiedzUsuń
  57. "Konwalia jest rośliną leczniczą i popularną rośliną ozdobną, której głównym walorem są niewielkie kwiaty o charakterystycznym zapachu i dzwonkowatym kształcie. Znana jest pod wieloma nazwami..."

    OdpowiedzUsuń
  58. i trująca jest jeszcze...tak pomylić się o kapkę...
    Jak sałatka z difenbachii- Szczurzy Król wie co mówi.Wszak tam strychnina, którą dobrze zna...

    OdpowiedzUsuń
  59. Adaś kopnął z całej siły. Ksiądz mógłby przysiąc, że chłopak uśmiechnął się przy tym złośliwie. Jakby wiedział, że zza firanki ktoś przygląda się dzieciom na podwórku. Piłka leciała prosto. Ksiądz usłyszał trzask szkła. Zdążył jeszcze odwrócić się plecami. "Pieprzone dzieciaki, pieprzone dzieciaki" powiedział wybierając z ziemi resztki konwalii.

    OdpowiedzUsuń
  60. Konwalia balia wściekły pies
    misia bela misia kasia kąfacela
    róża bez

    OdpowiedzUsuń
  61. zamerdał pies

    OdpowiedzUsuń
  62. I noc, bo nie ma jednego bez

    OdpowiedzUsuń