Wuj Heniek proponuje uczestnictwo w zbiorowym pisaniu,
nawiązując w ten sposób do tajemnej myśli przewodniej,
na której oparł projekt najnowszej aurobiografii.
Potrwa to trochę, ale warto :-)
Czasem będzie można odnieść wrażenie, że wątek wygasł, ale przez pewien czas nie będzie to do końca prawdą.
Po roku całość treści komentarzy zostanie zebrana w całość.
Numer zamykamy w dniu 7 stycznia 2012 r. o godzinie 01.29 czasu lubelskiego :-)
Zatem zaczynamy.
Pierwszy fragment - w komentarzu.
Darz Bór!
"Antyja"
OdpowiedzUsuńRozdział I
...
Na coś takiego nie mógł już patrzeć.
OdpowiedzUsuńNa wszystko przymykał oczy, ale tego nie mógł przepuścić. Miarka się przebrała. Czas kończyć to przedstawienie.
I już miał jednym ruchem pędzla zamazać cały ten obraz, mozolnie tworzony od dnia pierwszego
Obudził się gwałtownie.Wyprostowany usiadł i poszedł przed siebie.
OdpowiedzUsuńNieconocna wyprawa w śpiące miasto z założenia miała zakończyć się tuż po szóstej zakupem mleka i świeżych bułeczek w pierwszym napotkanym sklepiku najdalszego zakątka osiedla po drugiej stronie rzeki. Tymczasem ( trzecia dwadzieścia siedem) ciężkie, rozespane jeszcze buty coraz bardziej miarowo odmierzały mijające minuty i drogę pod piętami. Szedł powoli, jakby smakując każdy krok. Wiedział, że takim marszem w ciągu godziny przejdzie około pięciu kilometrów. Miał dużo czasu.
OdpowiedzUsuńTuh, tuh, tuh. I wokół cisza. Tuh, tuh, tuh. W głowie pusto. Żwir szurał, zapach i chłód przepływały wokół. Mięśnie rozgrzane wreszcie i sprężyste kroki zmieniły na moment prawo grawitacji. Zaczął biec. Tylko trawy, trawy, pola, pola, pola. Dostrzegł po lewej wynurzający się dach domu, opuszczonego dawno, z drzwiami wiszącymi na jednym zawiasie, ale tego jeszcze nie mógł widzieć. Pamiętał. Jeszcze biegł, gdy obraz dotarł do oka i gdy mózg zrozumiał, co widzi. Kurz uniósł się wysoko.
OdpowiedzUsuńPrzez okno przenikało szare światło; w lustrze widział jak osiada mu na nosie i policzkach. Kawał flegmy próbował wydostać się z gardła do ust razem z piaskiem i żwirem. Splunął.
OdpowiedzUsuńNa wszystko przymykał oczy, ale tego nie mógł przepuścić. Miarka się przebrała. Czas kończyć to przedstawienie.
OdpowiedzUsuńWściekły zrzucił ze stołu butelkę, a ta potoczyła w kąt pokoju, wirując. Korek wpadł pod fotel. Dżin wynurzył niemrawo łeb. Ziewnął, podrapał po tyłku i kpiąco rzucił: masz dość podróży?
OdpowiedzUsuńObudził się gwałtownie.Wyprostowany usiadł i
OdpowiedzUsuńrozejrzał się jak ten królik przed chwilą w kapeluszu zrodzony. Sięgnął po pióro przepojony ponurym poczuciem możności wywoływania zdarzeń. Ten sen musiał zostać napisany.
OdpowiedzUsuń- Nogi mi ścierpły. Idziesz popływać? Ci durnie za dużo wypili.
OdpowiedzUsuń- Nie, chyba nie. Słuchaj, nie gniewaj się, ale posiedzę sobie przy ogniu jeszcze. Nie mam ochoty na spacer, przepraszam. Idziesz sam? Ale nie obrażaj się! Kurcze, nie bądź dziecko. Mogę nie chcieć! Będziesz gitarę? Namiot? Idź! Pewnie, zostaw mnie z nimi bez śpiwora! I idź przez ten durny las w środku nocy i graj na tej głupiej gitarze, żeby cie wilki zeżarły, ty
- Niunia! I poszedł królewicz złoty w las? Co? Teraz z nami jesteś, rozumiesz? Przesuń no po trawie i niech tu, przy nas niech siedzi, bo w lesie ruch po gałęziach się rozchodzi.
OdpowiedzUsuńCoś się nocy szykuje tej
- Ale wyją...to kojoty chyba..
OdpowiedzUsuń- Pewnie kretynie i tygrysy! Kiedy ty w borze kojota widziałeś? Chyba we własnym bucie. Dziewczynę straszysz. Patrz jaki wypłosz; się trzęsie cała. Wilki wyją tylko. Póki ognisko jest, nie ruszą, nie podejdą nawet. Już nie becz, bo mi się tu dziady stare z tobą poryczą i ogień zagaszą. O, uśmiechasz się, to i nam lepiej, prawda dziady wy, że wam lepiej?
- Tak!
- Się rozumie! No...
"Żadne zwierzę nie wyżyje w bucie. Ciasno." - przytomnie zauważył chomik, wychynąwszy z nieodległej (mysiej) nory.
OdpowiedzUsuń"wiele zależy od rozmiaru" wyszeptała nieśmiało mrówka.
OdpowiedzUsuń"Coś tu popiskuje, czy też zdaje mi się po prostu?" ciągnął dalej chomik, który okazał się być, przy bliższym zapoznaniu, sporych rozmiarów szczurem
OdpowiedzUsuńi zaszumiała echokolacja..
OdpowiedzUsuńWilcy wyją...
OdpowiedzUsuńSzczurze wąsy drążą w ziemnych norach. Wataha idzie.
OdpowiedzUsuńWilki biegły i biegły, jęzory im dyndały cuchnące. Biegły, bo nie miał ich kto zatrzymać. Wreszcie reżyser nacisnął guzik. "Dobra, w tym miejscu tniemy."
OdpowiedzUsuńKrzyknął reżyser, co w jego ojczystym języku suahili zabrzmiało: "Okay, hii ni mahali ambapo sisi kukata."
OdpowiedzUsuń"Tayari mimi wala kutoa ushauri. Ni mwisho, siwezi tayari muda mrefu. Siwezi kuangalia mwenyewe, harakati, maneno, yote itakuwa kuchomwa, aliwaangamiza."
OdpowiedzUsuń...może to gorączka zwielokrotniała słowa- brzmiały i brzmiały w mózgu.Obmywały twarz, sączyły się wzdłuż rąk i ściekały na podłogę.Tworzyły wolno wsiąkające plamy o perłowym połysku.
OdpowiedzUsuńPerły skakały i turlały się, gdy sprzątacz uderzał mokrą szmatą w podłogę. Hala była pusta, światła zgasły.
OdpowiedzUsuńAtmosfera dziwności potęgowała poczucie bliskości Absolutu.
OdpowiedzUsuńObrócił się na trzeci bok
W tym czasie szczur dreptał rozcapirzonymi łapkami po mokrej, ciemnej podłodze, pustej, ciemnej hali, raz po raz wstrząsnąwszy nogą lewą. Podbiegał w ruchu: przód przód lewa lewa bok przód przód lewa lewa bok, do kulek o perłowej poświacie i wsysał je pyszczkiem szczurzym do wnętrza żołądka swojego, przezwyciężając ból w przełyku. Brzuch obciążony, obwisły wewnętrznym ładunkiem szurał brudnym futrem po mokrej podłodze. Przód przód lewa lewa bok hep...
OdpowiedzUsuńStanąwszy na brzegu kałuży, ogon zanurzywszy w odbicie księżyca i powstrzymując odruch wymiotny, nos podniósł ku lasu.
OdpowiedzUsuńTrawy deptał dreptał raptaptapraptaptap, a ciężar uciskający wnętrzności przewalał się od nerki ku nerce niemalże, gdy szczur stanął wtem uszy stawiając a nos ku ziemi zbliżywszy w odgłos z brzucha dochodzący wsłuchany i nie mógł już usłyszawszy go wyraźnie powstrzymać się dłużej. Fala perłowa słów wpływała z chlupotem do szczurzego łebka, formując na powrót w słowa, które szczur wyrzygał teraz w całości wymieszane z resztką wczorajszego sera.
OdpowiedzUsuńObserwuję pewnego szarego szczura, bo cóż mi pozostało bez Ciebie. Prowadzimy codzienny dialog natchniony: ja do niego nie mówię nic i on mi nic nie odpowiada.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie dotyk tego szczurzego futerka- ciepła,żywa istota, mądrzejsza od innych.
OdpowiedzUsuńSzczurzy Król.
Dym zasnuł obraz...
OdpowiedzUsuńSłowa napływające do oczu, do mrugnięcia tylko - jak łzy.
Wszak to Szczurzy Król - telepatia.
we młynie, we młynie
OdpowiedzUsuńłapki podnoszą do góry, do góry
trzydzieści dwa białe szczury
tańczą kankana, kankana
ogony splątane, splątane,
szczury skonane, skonane
szyyy szyyy szyyy szyyy
OdpowiedzUsuńszyyy szyyy
OdpowiedzUsuńbum bum bum bum
bum bum bum bum
Podajemy najświeższe wia do moooooości....
Podajemy najświeższe wia do moooooości....
Codzienny kurier warszaaaaaa
Codzienny kurier warszaaaaaa
przychodźcie ludzie!
białyszzzzzzzkapeluszaszzzznikszszszszkłszszszszszzostałysszaameuszyszszszszszszszszszszszszszszszsz
OdpowiedzUsuńWuj Heniek podniósł gazetę. Rikszarz puścił do niego oko i pochylił plecy. Pięta ślizgająca się w starym, skórzanym bucie nacisnęła pedał roweru i odjechali; but, pięta, rikszarz, riksza i sterta gazet trzęsąca na siedzeniu pasażera.
OdpowiedzUsuńWuj trzymał gazetę złożoną, widział pierwsze słowo tytułu, który będzie musiał w końcu przeczytać.
"Jeszcze nie teraz. Później" pomyślał i rzucił gazetę na chodnik.
Wiatr gazetę czytać też chciał...Odleciała.Nad szarymi dachami.Pierwsza Litera, pierwsze słowo...AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńWiatr był silny i nieprzyjemnie rzucało gazetą na boki. Budynek z cegły był tuż przed nią i choć starała się wymanewrować, podmuch rzucił dodatek sportowy wprost na okno trzeciego piętra. Dodać należy, że okno było uchylone. Przyciśnięta do szyby gazeta jęknęła i wiatr znowu miotną nią, ale tym razem uniósł naprawdę wysoko. Nie zauważyła, że na szybie pozostało jedno słowo z artykułu z działu sportowego. Słowo wsunęło się przez uchylone okno, na zawsze zmieniając historię mieszkańców ceglanego domu... a brzmiało kapusta
OdpowiedzUsuńKapusta zsunęła się po szybie w dół.
OdpowiedzUsuńKapusta nie była kapustą. Była tylko słowem, odrobiną farby drukarskiej. Traf jednak chciał, bądź licho jakie, że gdy ta odrobina farby drukarskiej zsuwała się po szybie w dół ku parapetu, na parapetu stała doniczka. Kapusta, która nie była kapustą wpadła nogą w miękką ziemię i zapadła się aż do dna, chowając pod powierzchnię.
OdpowiedzUsuńZakryło więc kapustę, aż po samo K. Farba wsiąkła.
OdpowiedzUsuń"Trzeba czekać" pomyślała kapusta.
OdpowiedzUsuńmyczeka
OdpowiedzUsuńczemyka
OdpowiedzUsuńkamycze
OdpowiedzUsuńk
OdpowiedzUsuńAż pewnego słonecznego dnia, bo tak opisaliby go w kiepskiej książce, kapusta wykiełkowała. Nie tuszem drukarskim, lecz liściem śmierdzącym kapustą.
OdpowiedzUsuńA z kapusty wychylił się wpierw cylinder a za nim Pan Kapuściany, w całej swej zielonej okazałości, seledynowym garniturze.
OdpowiedzUsuń- Do usług - rzekł zdziwionej rodzinie w kapciach, w środowy poranek, tuż przed śniadaniem.
- Hmmm - rzekł pan Józef w kapciach.
OdpowiedzUsuńMrówki gmachówki prażyły w słońcu odwłoki drążąc tunele pomiędzy cegłami. Doniczka na parapecie Państwa Rzeczonych stała znów pusta, a stół w kuchennej kiszce nakryty na cztery osoby dzielnie znosił atak popołudniowego ciepła.
OdpowiedzUsuń- Upfhh - dyszał Pan Rzeczony Józef szurając kapciami i nieporadnie układając na kolanach obrus - gorąco.
Pani Rzeczona w przewiązanym fartuchu przewiązana uśmiechem mieszała drewnianą łychą w garze. Pot omijał uśmiech i zatrzymywał się na brodzie.
- Gdzie Pan Kapuściany? - zapytał Pan Rzeczony w kapciach zaciągając się zapachem kapuśniaku.
OdpowiedzUsuń- Hmmmwofwogh - chrząknęła żona dławiąc się uśmiechem i po chwili bezdechu wykrztuszając go z żółtawą flegmą wprost do zupy, czego Pan Rzeczony szczęśliwie nie dostrzegł zapatrzony na parapet i żółtą doniczkę.
OdpowiedzUsuń- Z doniczki gdzie Pan Kapuściany? - powtórzył - ten co się tak śmiesznie kłaniał do usług?
Pan Józef Rzeczony padł na kolana rozumiejąc. Palcem starł z ziemi ostatnią kroplę kapuśniaku. I oblizawszy palec zapłakał. Głowę stulił na piersi i ręce skrzyżował.
OdpowiedzUsuń- Zjadłem go - mówił cicho.
- Ty kobieto, Ty mnie do kryminału przywiodłaś! - wzmógł głos i twarz poczerwieniała. Stanął górując ponad nią rękoma szyję złapał.
Żona leży zduszona, mąż żonę do garnka wrzuca.
OdpowiedzUsuń- Nic innego nam nie pozostaje, moja żono zduszono, nad podróż drogą, którą podążył on - co rzekłszy mąż skoczył na główkę, ciągnąc za sobą bezwładną żonę. Głębia kapuśniaku odebrała mu dech...
- czy to już wszystko?
OdpowiedzUsuńzapytał.
Kolejne schody w dół a może raczej schody w głąb.
Schody zawisły. Mąż z trudem odwrócił głowę patrząc ku zawierającym się nad nim sklepieniu zupy. Odwrotu nie było, wkroczył w otchłań garnka. Gdy się ocknął wielki pies lizał jego półwiekowe ucho.
OdpowiedzUsuń- Jestem pies przewodnik. Poprowadzę.
OdpowiedzUsuńRozdział II
OdpowiedzUsuńWyprostowany obudził się i powstał. Deszcz przestał padać. Założył portki. W noc ruszył, gdzie drzwi, których nie widział, a pamiętał przecie, że na jednym zawisły zawiasie.
OdpowiedzUsuńSzedł długo. Nie liczył uderzeń podeszwą, tylko prawe kolano zakuło w końcu.
OdpowiedzUsuńStęknął i ułożył ręce na mostku. Nabrał powietrze w płuca. Chciał powstrzymać smutek, ale tylko kaszel wydobył się i rozbił głucho o ściany kościoła. Ksiądz umilkł wpatrzony w postać przy wejściu i oczy wiernych także wpatrzone umilkły.
OdpowiedzUsuńZapach kadzidła zdominował przestrzeń- to ten kaszel...
OdpowiedzUsuńa mostek - jak to drewniany - zajął się dymem a dopiero potem był ogień...
OdpowiedzUsuńZawał - powiedział potem Szczurzy Król.Zawał na oczach wiernych... słyszeliście o czymś takim?
"Konwalia jest rośliną leczniczą i popularną rośliną ozdobną, której głównym walorem są niewielkie kwiaty o charakterystycznym zapachu i dzwonkowatym kształcie. Znana jest pod wieloma nazwami..."
OdpowiedzUsuńi trująca jest jeszcze...tak pomylić się o kapkę...
OdpowiedzUsuńJak sałatka z difenbachii- Szczurzy Król wie co mówi.Wszak tam strychnina, którą dobrze zna...
Leczy z życia.
OdpowiedzUsuńAdaś kopnął z całej siły. Ksiądz mógłby przysiąc, że chłopak uśmiechnął się przy tym złośliwie. Jakby wiedział, że zza firanki ktoś przygląda się dzieciom na podwórku. Piłka leciała prosto. Ksiądz usłyszał trzask szkła. Zdążył jeszcze odwrócić się plecami. "Pieprzone dzieciaki, pieprzone dzieciaki" powiedział wybierając z ziemi resztki konwalii.
OdpowiedzUsuńKonwalia balia wściekły pies
OdpowiedzUsuńmisia bela misia kasia kąfacela
róża bez
kulawy bies
OdpowiedzUsuńzamerdał pies
OdpowiedzUsuńi mamy nowy dzień...
OdpowiedzUsuńI noc, bo nie ma jednego bez
OdpowiedzUsuń