_________________latający tekst______________________________________________________________________________latam sobie________________________

POCZ-TA. Przestrzeń, czyli droga do szaleństwa



SCENA I
na ławce

X
Przestrzeń. Jedyna dana nam możność znalezienia samego siebie w bezkresie tajemniczej i absurdalnej zagadki dzieła stworzenia.
Zagadki absurdalnej, gdyż nikt nie potrafi znaleźć odpowiedzi na najprostsze pod słońcem pytanie: kim jestem, dlaczego jestem, jaki jest cel mojego istnienia. Ileż to razy pragnienie dojścia do metafizycznego sedna człowieczeństwa w jego przestrzennych konotacjach spędzało sen z powiek ludziom myślącym? Iluż artystów spaliło w chwilach wściekłości na własną niemoc dzieło swego życia- siebie samych? Czymże więc jest tworzenie? Kreacją zupełnie nowych obiektywnych wartości, czy też jakąś subiektywną autokreacją? Jak powiedział pewien średniowieczny filozof ”Prawda o sobie i prawda o rzeczywistości nawzajem wykluczając się dopełniają przeciwności swoje”. Więc dzięki aktom kreacji w wielowymiarowych przestrzeniach tworzona jest nowa metafizyczna wartość mająca walory prawdy obiektywnej z uwagi na nieistnienie wartości jej zaprzeczającej. Co jednak, gdy kolejny akt twórczy wyzwoli z niebytu niezależne istnienie przeczące pozornej już w tym momencie prawdzie obiektywnej?

PRZECHODZIEŃ
Przepraszam, czy ma pan zegarek, bo nie wiem, ile się spóźnię do pracy. Ech, ten cholerny pośpiech, kierat praca-dom-praca-dom-praca-dom...wyrwałby się człowiek z tej pułapki i pomknął gdzieś hen, hen, daleko. Tam, gdzie spokój, panie, tam, gdzie cisza. A tu, panie ten ciągły brak czasu...

X wyciąga z worka budzik bez wskazówek
Zegarek mam, proszę.

PRZECHODZIEŃ
Pro pana, ale ten budzik nie ma wskazówek!

X
He, he, he, pozbyłem się ich już dawno temu, może wczoraj...? Nie, na pewno wczoraj. Dzisiaj tego nie zrobiłem, a jutro..któż wie, co będzie jutro? Chyba tylko ta pani z IMGW-u. Bo wiesz, dla mnie to czas nie istnieje.

Przechodzień milczy w osłupieniu

X
W związku z tym, że czas nie jest obiektywny, jest względny. Wywaliłem wskazówki, bo czy to one biegną wokół budzika, czy budzik wokół nich, to i tak chodzi o jedno-czasu nie ma! Czas to wytwór chorych umysłów sfrustrowanych ludzi chcących odnaleźć siebie w bezkresnych przestrzeniach własnej bezsilności i małości w stosunku do potwornego i groteskowego dzieła stworzenia! Ja jestem ponad!

PRZECHODZIEŃ
Z pana to jest kawał świra...

X
Wwiesz...nieważne, jak to nazwiesz- ja i tak jestem ponad, a ty musisz biec szaleńczo, wkręcony w tryby machiny ludzkiego samozniszczenia! Precz, trybie!!! Ha ha ha ha ha...

wariacki śmiech odbija się echem, Przechodzień odchodzi

X
Poszedł sobie-nieszczęsny ślepiec. Prawda wykłuła mu oczy zanim zdążył ją ujrzeć...(zapala papierosa) Przestrzeń...Każdej nocy budzę się gdzieś poza nią...widzę ją zwykle z wielkiej oddali. Jawi się wtedy jako mrówka schytana w pułapkę wstęgi Möbiusa, a obok ja. Mogę iść zgodnie, mogę przeciwnie, lecz zawsze w z g l ę d e m niej. Koszmar pozornej wolności wyboru drogi, złośliwy wybryk przewrotnego Demiurga zżeranego przez raka Zła. Potworny ból istnienia w ustalonym z góry porządku wszechrzeczy, a w nim ja-bezręki Burzyciel Babelowej Wieży, zapomniany brat Kaina i Abla odrzucony nawet przez Szatana, ja-ten trzeci z Trzech Wielkich, Samotny Wędrowiec w Nicości, zdmuchnięta gwiazda prawszechświatów, niemy obserwator Początku, sędzia Sędziów Końca... A rankiem budzi mnie na ławce w parku potworny ból mózgu. Czy to ja śnię, czy to sen mnie wyśnił?




SCENA II
na schodach

GOON ŁACEWI
Kiedyś każdy, a teraz ja. Jeszcze raz. Wchodzę w dół, czuję, jak coraz bardziej się pogrążam...myśli puste, blade i ja sam z nimi. Jak strasznie pusto...Coraz bardziej boli, tracę siebie gdzieś w niczym, po prostu rozpływam się, przestaję istnieć. Dlaczego? Opływam zmęczeniem. Znienawidzone gadanie słychać w każdym przejawie rozmyślnej uczuciowości. Pogłębione nieznacznym dopływem możliwości refleksji i pozornie tylko-treściwego rozeznania.

tykanie zegara coraz głośniejsze i uporczywsze

Niedługo rozpocznie się ostateczne odliczanie. Nie każdy może myśleć w ten sposób... Noc jest cudowna-jakże rzeczywista...a choć w niej zanurzony, daleki jestem od rzeczywistości. Wszystko to gówno.

GŁOS
A czego się spodziewasz?




SCENA III
przy muszli klozetowej

Goon Łacewi i N, mocno cmokając, jedzą makaron z kibla

N
A czego się spodziewasz? Istnieje filozofia, w której doskonale funkcjonuje twierdzenie, że jesteś tym, co jesz.

GOON
Rozumiem, jeżozwierz.

N
Nie, nie chodzi o to, ja naprawdę mam coś do powiedzenia. Wprawdzie twierdzenie to doskonale istnieje w obrębie tej filozofii, jednak całościowo filozofia ta mnie osobiście nie porusza. Ale nie o tym chciałem mówić...

N
Do rzeczy więc.




SCENA IV
przy oknie

N
Znów pada.
Wieczorem spacerowałem w deszczu. Spacerowałem sam. Bo lubię. I piwo piłem. Z Vitkacym. A swoją drogą nie pamiętam kiedy on zagnieździł się we mnie. Taki mój Vitkacy. Bo przecież nie znam go zupełnie. zastanawia mnie czasem, ilu to takich Vitkacych się we mnie zagnieździło? Wielu, a ja to wypadkowa. Nic nowego. Przecież nie pierwszy jestem na świecie i nie ja to wszystko tak obmyśliłem. Człowiek rodzi się, żyje, umiera, a wszystko wśród pozostałości po innych. I to jest zabawne, że inni przyjdą po nim. Wszyscy mają bardzo konkretne, specyficzne życie, jakże różne jedno od drugiego...i gdy tak patrzę na to teraz, uwagę moją zwraca ta niezliczona wielość form, przy jednoczesnym zachowaniu tej najgłębszej treści. Mówię tu o człowieku-obrazie Boga. Lecz tylko-obrazie.

oko rozżarza się na moment




SCENA V
przy pianinie
Człowiek gra C-dur w swojej dominancie. Dźwięk ten powtarza w równych, siedmiosekundowych odstępach czasu (?). Gra do momentu zupełnego znudzenia publiczności (ok. 3 minut)

CZŁOWIEK pełen zachwytu i uniesienia
To jest to! Jeszcze dwa razy ten dźwięk!

gaśnie światło




SCENA VI wolna przestrzeń
T porusza się szybko tańcząc skomplikowany taniec nie odrywając stóp od podłogi. Zwalnia ruchy

T
Wolno, powoli, jeszcze spokojniej, faluję łagodnie jak morze w księżycowej pełni. Czuję swoje ciało, każdy szczegół odczuwam. Otwieram oczy. Ach! Wczoraj jadłem śledzie solone z cebulą i świeży chleb, a woda podobno nie ma smaku.




SCENA VII na tarasie

GOON
A mówił, że ma coś do powiedzenia. Jak dotąd niewiele zaciąłem. Dla mnie to wszystko enigma, puste słowa, no scenki może jakieś nawet, ale wątpliwej wartości, rozbieżność treści i nic więcej. Chaos po prostu, zwykła plątanina bez ładu i składu: postaci, miejsc, czasu i myśli. To tak, jak zabawa “w półautomatyczną pralkę” do prania mózgu. Patrząc tak z zewnątrz widać zupełnie tę głuchą mowę lamentu nad sobą, nad swoim światem, to tak, jak mowa z lustrem przy wódce. Wszystko to gówno!

refleks światła na zegar




SCENA VIII przy muszli klozetowej
N skupiony nadyma się, zagląda do kibla

N
Zatwardzenie.
Sram już...(patrzy na zegarek) och! (olśniony)dobre dwie godziny i wysrać się jakoś nie mogę, a przecież przyjdą jutro, tak, jak zwykle. Czym ja ich
poczęstuję? Wczoraj makaron był w oleju, tak to przynajmniej zręcznie nazwali. A dzisiaj-gówno, nic nie wychodzi. Wody naleję, ha! Tak właśnie zrobię. Popatrzę, jak oni ją nazwą. Już teraz wiem, dziwne-powiedzą-niesamowite, to coś nowego, to jest w porządku. Ale ciekawe, i tego się nie dowiem, czy szczerze mówią, czy tak-ot, po prostu, by nie urazić, nie wyjść na głupa, nie dać się poznać w tej grze pozorów, czy jeszcze innych mdłych miraży imitujących rzeczywistość, symulujących sytuacje, uzurpując sobie prawo do określenia prawdy.

Światła stopniowo gasną, dłuższa chwila ciemności, po czym krąg światła pada na
blaszany kosz, z którego wyłazi Mag w szpiczastej czarno-gwieździstej z Księżycem czapce i takiejże pelerynie. W prawej dłoni dzierży różdżkę rzucającą iskry, jak sztuczne ognie. Bierze leżącą na ławce gazetę, oddaje mocz do kibla, podchodzi do okna, zatrzymuje zegar, gra, (och,jak gra!) na pianinie, kilka ruchów tanecznych, po czym kładzie się na murku.


MAG
Czasem, gdy człowiek się nudzi, to we własnych czterech ścianach przychodzą mu do głowy różne dziwne myśli. A wy? Cóż-zmarnowaliście te kilkadziesiąt minut i 5 zł za bilety.


kurtyna

Ziedrzec/Kedym/Becyw