_________________latający tekst______________________________________________________________________________latam sobie________________________

wtorek, 22 listopada 2011

Sen- fragment

Wuj Heniek znajduje się w łodzi podwodnej.
Jej wnętrze jest bardzo przestronne.
Łódź jest już na głębokości 40 kilometrów i wciąż opada.
Nie ma kontroli nad jej opadaniem.

Przez pokryte skroploną parą wodną bulaje
do wnętrza łodzi zaglądają przedziwne zwierzęta głębinowe.

Wszawa, 21/22 XI 2011

niedziela, 20 listopada 2011

sobota, 15 października 2011

Bomba atomowa











Od czasu objęcia obowiązkiem edukacji dzieciństwo Wuja Heńka przesycone było panicznym strachem przed atomową wojną, opadem radioaktywnym, rozpuszczaniem tkanek przez śmiercionośne promieniowanie. Ryk silników samolotów przelatujących nad osiedlem na nieodległe lotnisko i jęki syren w pobliskich zakładach produkcyjnych sygnalizowały bliskość kataklizmu, wywoływały w głowie Henia obrazy zgliszczy i poskręcanych resztek żelbetonowych konstrukcji budynków.

Kilka lat temu spłonął w morzu przeraźliwego światła duży transformator zasilający osiedle. Pokój wypełnił się upiornym, białym, ostrym blaskiem. Migoczącym, zimnym, przerażającym i obcym.

Heniek nie wiedział jeszcze, że to transformator.

W jednej chwili powróciły obrazy z dzieciństwa. Wuj zaczął żegnać się ze światem, cicho licząc, że może to jednak światło lądującego pojazdu Obcych.

Wybiegł z domu i wraz z innymi ludźmi gnał w stronę światła.
Dopiero na miejscu okazało się, jakie jest jego źródło.

Wuj poczuł, jakby zostało mu dane nowe życie.
Albo nowa szansa w tym, które ma.
Jedynym.

Horyzont zdarzeń















Ucieczka galaktyk i rozprzestrzenianie się Wszechświata spowodują, że ciała niebieskie znajdujące się na skraju Wszechświata w pewnym momencie uciekną poza horyzont zdarzeń – nigdy już nie będą dla nas widoczne i poznawalne.

Wypływające z nich światło i inne znane energie nie dogonią nas, uciekających w drugą stronę z coraz większą prędkością. Tak przynajmniej wynika z twierdzeń fizyków.

Mamy zatem ostatnią okazję na obejrzenie i zarejestrowanie tego, co mimo, że będzie istniało, nie będzie już dla nas widoczne.

Bo jak zarejestrować to, co już uciekło poza horyzont zdarzeń…?

Ciemna energia

























Jak donoszą naukowcy, poznawalna rzeczywistość (energia i materia) stanowią ok. 4% materii i energii Wszechświata.

Pozostałe 22% to tzw. ciemna materia, a 74% - ciemna energia.
Wokół skupisk niewidocznej materii - ciemnej materii – tworzą się galaktyki.
Natura ciemnej energii jest nieznana.
Wiadomo jedynie, że ciemna energia jest odpowiedzialna za ekspansję Wszechświata i że nie tworzy żadnych zagęszczeń.

We Wszechświecie to właśnie w i d z i a l n o ś ć jest zjawiskiem wyjątkowym.

… a może to my i nasz „wszechświat” jesteśmy niewidzialni…?

niedziela, 28 sierpnia 2011

... a wieczorkiem, po ciemku...





















... Wuj znów próbował zasnąć
pod sykomorowym drzewem

czwartek, 25 sierpnia 2011

czwartek, 18 sierpnia 2011

Kalafior a' la Wuj Heniek

Wuj Heniek z prawdziwą przyjemnością prezentuje swój autorski przepis,
do którego doszedł po kilku latach eksperymentów.
Daniem powinny najeść się trzy – cztery osoby.
Białe wino, niesłodkie – polecane.

Składniki:
spory kalafior
30 dkg boczku wędzonego
1-2 papryki pepperoni
3 duże cebule
zioła prowansalskie
pieprz
0,4 l mleka
3 łyżki masła klarowanego
2 łyżki mąki
vegeta
tarty parmezan lub correggio

Wuj Heniek podzielił kalafior na różyczki
i obgotował w osolonej wodzie kilkanaście minut –
tak, by leciutko zmiękł (powinien być półtwardy).
Boczek pokroił w kostkę i mocno podsmażył na łyżce masła klarowanego,
dodał cebulę i smażył aż cebula zupełnie zmiękła,
po czym dodał pozbawioną gniazd nasiennych i drobno pokrojoną paprykę oraz pieprz.
Gdy papryka zmiękła, wyłączył gaz i dodał dużo ziół prowansalskich.

Sos.
Na oddzielnej patelni Wuj, mocno mieszając,
rozpuścił w maśle klarowanym 2 łyżki mąki,
po czym dodał mleko i vegetę –
tyle, by sos miał zdecydowany, ale nie przesolony smak.
Ciągle mieszając na niewielkim ogniu, poczekał aż sos zgęstnieje.
Odsączony kalafior Wuj ułożył w naczyniu wysmarowanym sosem
(blacha wyłożona papierem do pieczenia też dobrze sobie radzi),
wyłożył boczek, a następnie wszystko zalał sosem
i posypał dość grubą, równomierną warstwą correggio.
A potem do pieca. 180 stopni.
Aż ser zbrązowieje.

W następnym odcinku - jajka sadzone po turecku.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Na śmierć Babuni

W przeddzień
wydmowy las
wyświetlił Wujowi Heńkowi zdjęcie

na skakance
skacze
płacząca dziewczynka




czwartek, 28 lipca 2011

sobota, 9 lipca 2011

Co słonko widziało

Jak to się stało - i w jakim oka mgnieniu,
że Wuj Heniek otrzymał dziś kartkę z minionego sierpnia...?
Stryjuzef przewidział, dodając odwagi,
że kiedyś znowu zaświeci słońce,
czego dowody zasłał najczulsze.

...gdzieżeś... Stryjuzefie...?

czwartek, 16 czerwca 2011

"My, napiętnowani, słusznie moglibyśmy uchodzić w oczach świata za dziwaków, a nawet szaleńców i ludzi niebezpiecznych. Byliśmy obudzeni, czy też budzący się, a dążyliśmy do coraz bardziej doskonałego przebudzenia, podczas gdy dążenia i poszukiwanie szczęścia innych zmierzały ku temu, aby przekonania ich, ideały, obowiązki, życie i szczęście coraz ciaśniej powiązać z życiem stada. Oni także przejawiali dążenia, także mieli wielkość swoją i siłę. Lecz z chwilą, gdy my - jak sądziliśmy - przejawialiśmy dążenie natury do jednostkowości, do przyszłości, tamci żyli wolą przetrwania. Dla nich ludzkość - którą tak jak i my kochali - była czymś już gotowym, co trzeba jedynie zachować i ochraniać. Dla nas ludzkość była daleką przyszłością, ku której dążyliśmy wszyscy, której obrazu nie znał nikt, której prawa nigdzie nie były zapisane."

Hermann Hesse, Demian, tłum. Maria Kurecka

Lustro czy maska?













"Spałem mocno do późnego ranka. Nowy dzień rozpoczął się dla mnie jako święto tak uroczyste, jakiego nie przeżywałem już od dni Bożego Narodzenia za moich lat chłopięcych. Pełen byłem głębokiego wewnętrznego niepokoju, lecz nie czułem ani odrobiny strachu. Wierzyłem,że rozpoczyna się oto ważny dla mnie dzień, świat dokoła wydawał mi się przeistoczony, wyczekujący, uroczysty i pełen obietnic, i nawet cicho szemrzący jesienny deszcz był piękny, łagodny, odświętny, pełen poważnej a pogodnej muzyki. Po raz pierwszy świat zewnętrzny łączył się w czystej harmonii z wewnętrznym moim światem - a taki dzień jest świętem duszy, w taki dzień doprawdy warto żyć. Na ulicy nie przeszkadzał mi żaden dom, żadna twarz, żadna wystawa, wszystko było właśnie takie, jak być powinno, nie miało jednak nijakiego oblicza dni powszednich i zwyczajnych, lecz stanowiło naturę pełną oczekiwania i z szacunkiem gotową na przyjęcie losu. Tak właśnie widziałem świat jako mały chłopiec w poranki wielkich świąt, Gwiazdki lub Wielkanocy. Nie wiedziałem, że świat ten potrafi być jeszcze taki piękny. Przywykłem do wewnętrznego jedynie, własnego życia i pogodziłem się już z tą myślą, że utraciłem w istocie zdolność odczuwania życia zewnętrznego, że utrata tych połyskliwych barw łączy się nieuchronnie z utratą dzieciństwa, a swobodę i męską dojrzałość własnej duszy okupić trzeba niejako rezygnacją z owych blasków i uroków. Lecz teraz stwierdzałem z zachwytem, iż wszystko to było jedynie przez pewien czas przytłoczone i przyciemnione, że można oto jako wyzwolony i rezygnujący z dziecięcego szczęścia oglądać promienny świat i przeżywać jeszcze raz wzruszenia lat dziecięcych."

Hermann Hesse, Demian, tłum. Maria Kurecka

niedziela, 12 czerwca 2011

Wspomnienie lata

Fajkowy dym snuje się w oczyszczonym deszczem powietrzu
Na spękanej skórze lipy osa pożera skrzydło motyla


niedziela, 29 maja 2011

... i co...?

Rokrocznie

Wuj Heniek ogląda się za siebie.
Widzi tylko pas wypalonej ziemi.


sobota, 21 maja 2011

poniedziałek, 9 maja 2011

Ostatek

niedziela, 8 maja 2011

Kąpiel energetyczna

Wuj Heniek spogląda w dół
Widzi stopy swego Ojca

niedziela, 1 maja 2011

Lęk wysokości

Wuj Heniek śni, że wygląda przez okno pokoju
znajdującego się na ostatnim piętrze bardzo wysokiego budynku.
Tuż przed wujową twarzą, dostojnie, niemal ocierając się o szybę,
przelatuje olbrzymi czarny smok z głową Batmana
i korpusem wykonanym z surowych sosnowych bali.
Na smoku, rozparty jak w fotelu, siedzi mężczyzna w krótkich spodenkach.

Skądsiś Wujowi znany.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Wieczorek z K.

Podczas seansu, przy prawej ścianie sali projekcyjnej, obok zasłoniętego czarną kotarą wejścia, pojawił się człowiek, którego obecność o czymś Wujowi Heńkowi przypomniała.
























 

"Zajęty tymi zwykłymi dla mnie myślami, szedłem dalej po mokrym bruku przez jedną z najcichszych i najstarszych dzielnic miasta. Nagle, po drugiej stronie uliczki, zobaczyłem w ciemnościach stary, kamienny, poszarzały mur, na który zwykle chętnie patrzyłem; stał tam zawsze taki sędziwy i beztroski, między małym kościółkiem i starym szpitalem. Za dnia oczy moje często spoczywały na jego szorstkiej powierzchni, gdyż takich cichych, dobrych, milczących płaszczyzn mało było w śródmieściu, gdzie przecież zwykle na każdym skrawku muru wykrzykuje swoją firmę jakieś biuro, jakiś adwokat, jakiś wynalazca, lekarz, fryzjer czy też pedikiurzysta. I teraz znowu ujrzałem stary mur, stojący cicho i spokojnie, a przecież coś się w nim zmieniło. Dostrzegłem w jego środku jakiś niewielki, ładny portal z ostrołukiem, co mnie zbiło z tropu, gdyż naprawdę nie wiedziałem, czy ten portal był tu zawsze, czy został dopiero teraz zbudowany. Niewątpliwie wyglądał archaicznie; należy przypuszczać, że mała, zamknięta furtka o drzwiach z ciemnego drewna wiodła już przed wiekami na jakieś uśpione klasztorne podwórko i czyni to jeszcze i dziś, choć dawno już nie ma klasztoru; prawdopodobnie ze sto razy widziałem tę furtkę, ale nigdy nie zwróciłem na nią uwagi, może była świeżo pomalowana i dlatego wpadła mi w oczy. Jakkolwiek by było, stanąłem i uważnie spojrzałem na drugą stronę, nie przeszedłem jednak przez jezdnię, gdyż była mokra i rozmiękła; pozostałem na chodniku i tylko spoglądałem na drugą stronę, wszystko pogrążało się już w cieniu nocy, kiedy wydało mi się, że furtkę obwiedziono wieńcem czy też inną kolorową ozdobą. A teraz, kiedy zadałem sobie trud, żeby dokładniej rzecz zbadać, spostrzegłem nad portalem jasny szyld, na którym, zdaje się, był jakiś napis. Wysiliłem wzrok i w końcu, mimo błota i kałuży, przeszedłem na drugą stronę ulicy. Wtedy dopiero zobaczyłem nad bramą, na znanej mi zielonkawej szarzyźnie muru, matowo połyskującą plamę; po tej zaś plamie biegły ruchome, kolorowe litery i znikały niebawem, znów się zjawiały i znów znikały. Oczywiście, pomyślałem, teraz i ten stary, poczciwy mur zbezcześcili świetlną reklamą! Tymczasem odcyfrowałem kilka przelotnie ukazujących się słów, były trudne do odczytania, trzeba je było w połowie odgadywać, gdyż litery jawiły się w nierównych odstępach czasu, blade, nikłe, i gasły szybko. Człowiek, który chciał na tym zrobić interes, nie był obrotny, był - biedaczysko - wilkiem stepowym; dlaczego kazał swoim literom tańczyć tu, na tym murze, w najciemniejszej uliczce starego miasta w taki deszcz, o takiej porze, kiedy nikt tędy nie przechodził, i dlaczego litery były takie lotne, takie zwiewne, kapryśne i nieczytelne? Ale stop, teraz mi się udało, mogłem pochwycić kilka kolejnych słów, brzmiały one: 

Teatr magiczny
wstęp nie dla każdego
- nie dla każdego 

Próbowałem otworzyć furtkę, ale ciężka, stara klamka nie drgnęła nawet pod naciskiem. Gra liter skończyła się, urwała nagle, smutna, świadoma swej daremności. Cofnąłem się o kilka kroków, zabrnąłem w błoto, litery już się nie ukazywały, świetlne efekty zgasły, długo stałem w kałuży i czekałem na próżno.
Ale kiedy już dałem za wygraną i wróciłem na chodnik, upadło przede mną na lśniący asfalt parę kolorowych świetlnych liter.
Czytałem: 

Tylko - - dla - - obłą - - kanych! 

Przemoczyłem nogi i marzłem, mimo to stałem tam jeszcze dość długo w oczekiwaniu. Ale nic się już nie pojawiło. Kiedy tak stałem, myśląc o tym, jak ładnie mknęły po wilgotnym murze i czarnym błyszczącym asfalcie delikatne, barwne, błędne ogniki liter, przypomniałem sobie nagle fragment moich poprzednich rozważań: podobieństwo do złotego, rozbłyskującego śladu, który nieoczekiwanie staje się znów daleki i nie do odnalezienia.
Zmarzłem i poszedłem dalej, śniąc o tym śladzie, pełen tęsknoty za bramą do magicznego teatru, który był tylko dla obłąkanych. Doszedłem tymczasem do okolicy rynku, gdzie nie brak już było wieczornych rozrywek, co parę kroków wisiał plakat i zachęcał szyld: damska kapela - kabaret - kino - dansing, ale to wszystko nie dla mnie, to było dla “każdego”, dla normalnych, którzy całymi falami cisnęli się do wejść. Mimo to mój smutek rozwiał się nieco, musnęło mnie przecież pozdrowienie z innego świata, zatańczyło kilka kolorowych liter, zagrało na mojej duszy i dotknęło ukrytych akordów, błysk złotego śladu stał się znów widoczny."

Hermann Hesse, Wilk stepowy. Przekład - Gabriela Mycielska

czwartek, 13 stycznia 2011

Wuj Heniek ciepło myśli o aranżacji wnętrza.
Tylko nie wie jeszcze, w którym pójdzie kierunku.


























behawioralnym...?
eriksonowskim...?
gestalt...?

piątek, 7 stycznia 2011

Powieść gnozy

Wuj Heniek proponuje uczestnictwo w zbiorowym pisaniu,
nawiązując w ten sposób do tajemnej myśli przewodniej,
na której oparł projekt najnowszej aurobiografii.
Potrwa to trochę, ale warto :-)
Czasem będzie można odnieść wrażenie, że wątek wygasł, ale przez pewien czas nie będzie to do końca prawdą.
Po roku całość treści komentarzy zostanie zebrana w całość.
Numer zamykamy w dniu 7 stycznia 2012 r. o godzinie 01.29 czasu lubelskiego :-)

Zatem zaczynamy.
Pierwszy fragment - w komentarzu.

Darz Bór!